Wystawa opowiada także o pierwszych wejściach na nartach na szczyty w Tatrach i Karpatach, pierwszych góralach na nartach, pierwszych klubach narciarskich. Na ekspozycji w willi Oksza można zobaczyć między innymi dzieła sztuki, fotografie, a także narty, bambusy oraz kijki, głównie ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego. Wystawie towarzyszy publikacja „Magia nart”. Dodatkowo przewidziane są atrakcje: spotkania, pokazy filmów, lekcje muzealne i wykłady. Najcenniejsze eksponaty pokazane na wystawie to: narta Stanisława Barabasza z 1888 r., narty produkcji znanego przewodnika tatrzańskiego I klasy Klemensa Bachledy, czekany Naczelnika TOPR Mariusza Zaruskiego, których używał między innymi podczas trudnego zjazdu narciarskiego z Kościelca (1911), aparaty fotograficzne Mieczysława Karłowicza, zdjęcia narciarzy lwowskich autorstwa Zenobiusza Pręgowskiego i wiele innych pamiątek. Wystawę wzbogacają zdjęcia, z których wiele jest pokazywanych po raz pierwszy.
Było ich początkowo kilku. Licząc miejscowych i przyjezdnych, a ostatecznie, w szczytowym momencie – wszystkich razem wziąwszy – kilkudziesięciu.
W 1925 roku góry pełne były jeszcze ich kroków, a opowiadania o ich wyczynach dudniły po schroniskach nie milknącym echem fantastycznych opowieści. Ślady ich nart znaczyły zbocza charakterystycznym dla każdego z nich sposobem zakładania zakosów czy kręcenia łuków. Sławne były telemarki Bednarza. „Tędy podchodził Ziętkiewicz! Tak zjeżdżać mógł tylko Oppenheim!” - słyszało się wówczas wokół. „Patrzcie, to Zaruski!” - mówiono i pokazywano na szczupłego starca, który odpinając talerzyki od kijków, przygotowywał się do zjazdu z przełęczy. Dawne, odległe czasy. Dla starszych – wspomnienia zacierają się z wolna w pamięci. Dla młodszych – przedpotopowe historie na pograniczu gawędy i legendy. Ale wtedy... Głośno było w Tatrach o pierwszych wejściach, przejściach, podejściach i o szaleńczych zjazdach. Wszystko wydawało się nadzwyczajne. Potem, w miarę upływu lat, nadzwyczajność zbladła.
Nie żyją już Pawlica, Lesiecki, Loria, Bednarski, Oppenheim, Zaruski, Tate-Kaleński, Ritterschild, Karłowicz, Żuławski – ci zapaleni, tatrzańscy narciarze.
Przybyli z różnych stron Polski, jeśli nie świata, z odmiennych całkiem środowisk i u podnóża Tatr złączyli się w bractwo nierozerwalne, gotowe tonąć w śniegu, zdobywać nie znane przełęcze, brnąć w wichurach i kurniawach, przedzierać się przez tatrzańską zimę (Wanda Gentil-Tippenhauer, Stanisław Zieliński, W stronę Pysznej, Warszawa 1961).
Dołączyli do nich z czasem lwowiacy. Ich też już nie ma. Odeszli do krainy wiecznych śniegów. „Mieciu” Lerski. Jerzy Maślanka. „Maks” Dudryk. Roman Kordys, bracia Tadeusz i Marian Smoluchowscy. Zenobiusz Pręgowski, pionier narciarstwa Józef Schnaider i inni słynni narciarze kateenu. Pozostali jednak w pamięci, a ślady ich drewnianych nart obłaskawiały kiedyś strome karpackie zbocza i rozległe połoniny. Była w nich pasja i chęć zdobywania jak największej liczby szczytów zimą. Zawołanie „śni gu gu gu” było ich hasłem, a „wielka zbroja”, czyli wypełniony po brzegi sprzętem plecak, symbolem tamtej epoki. Epoki pierwszych przejść przez dzikie połoniny i lasy pełne wilków. Z czasem lwowiacy - jako pierwsi - zajęli się narciarstwem sportowym. Zawodnik z numerem startowym na piersi stał się symbolem nowego narciarstwa – narciarskiego wyczynu.
Lata 1889-1914 to jeden z najciekawszych okresów w historii polskiego narciarstwa. To czas pionierów. Czas odkrywania uroków gór zimą i długich wypraw narciarskich, zwanych „wyrypami”. Czas powstania pierwszych, prymitywnych schronisk. Na Pysznej i w Sławsku. Pierwszych zawodów wreszcie. Trzeba uśmiechnąć się do przeszłości po to, by zrozumieć to, co jest teraz. Tamten świat wyrypy, drewnianych nart trochę już odszedł. Ile lat minęło? Siedemdziesiąt? Osiemdziesiąt? Sto? Jeszcze chwila i będzie ich jeszcze więcej. Jednak to nie znaczy, by o wszystkim i o wszystkich zapominać. O tamtych barwnych czasach polskiego narciarstwa traktuje ta wystawa. Niedługo ukaże się publikacja towarzysząca wystawie. Książka „Magia nart”, autorstwa Beaty Słamy i Wojciecha Szatkowskiego to dwa tomy, ok. 700 stron tekstu i 300 fotografii, w większości nieznanych. Wydawcami książki są Tatrzański Park Narodowy i Muzeum Tatrzańskie im. Dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem.