Po raz pierwszy ujrzałam polskie Tatry jako czternastoletnia dziewczyna. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, uczucie, którego nie doznałam już nigdy w moim życiu. Od tych wakacji w górach, pełnych spacerów po górskich halach, ścieżkach, a potem wspinaczek po turniach, kąpieli w lodowatych strumieniach, rozmów z góralami i próbach nauczenia się ich mowy, wspólnych sianokosach i spróbowania pierwszej w moim życiu wódki na góralskim weselu moja miłość wzrosła do tego stopnia, że przynajmniej raz do roku musiałam odwiedzić Podhale. Na emigracji tęsknota za ojczyzną związana była nieodłącznie z tęsknotą za górami. "Malowanki na szkle" stały się dla mnie powrotem do tych czarownych miejsc, spotkaniem na nowo z ukochaną przeze mnie góralską mową, którą "szlifowałam" podczas spotkań z panem Andrzejem Zubkiem. Na losach głównych bohaterów powieści Tatry odciskają piętno, zmieniając ich życie. A dla mnie Tatry stały się symbolem absolutnego piękna, do którego wracam myślami, którym się upajam. Miłość do Podhala przekazałam moim córkom, urodzonym w Polsce, ale wychowanych w Kanadzie. Teraz z kolei one, gdy odwiedzają ojczyznę, za każdym razem muszę też zobaczyć Tatry.
Link do zwiastuna Malowanek na szkle:
https://www.youtube.com/watch?v=rObdtNUs8Wk
Fragmenty recenzji "Malowanek na szkle"
"Malowanki na szkle" to piękna opowieść o miłości i przyjaźni. O poszukiwaniu lepszego życia, o zawiedzionych nadziejach, o tęsknocie za nieznanym, o poddaniu się nieuniknionemu. O życiu na pokaz, stwarzając pozory, w wyniku czego wszyscy są nieszczęśliwi. To książka pełna tajemnic, niedomówień, ale okraszona pięknymi opisami krajobrazów górskich. Czyta się ją niesamowicie szybko i strasznie żal się z nią rozstawać. Losy Joli, Wandy i Heli w miarę rozwoju zaskakują. Czytelnik zżywa się z bohaterami. Przy tej książce łatwo się wzruszyć, rozmarzyć, uśmiechnąć, a nawet zdenerwować.
Świetna, trzymająca w atmosferze ciekawości opowieść. Opowieść o miłości, ale nie o tej cukierkowej, dzięki której wszyscy "żyli długo i szczęśliwie", o miłości pogmatwanej, zaborczej i toksycznej. I nie tylko o uczuciu łączącym kobietę i mężczyznę. To również opowieść o miłości matczynej, bardzo skomplikowanej, rzutującej na dalsze życie dziecka. To opowieść o miłości do zmarłej żony, o której nijak nie da się zapomnieć. Ta książka to malowanki na szkle widziane i opowiadane oczyma nie tylko czterech głównych bohaterek, lecz również ich partnerów, tych przyszłych i niedoszłych. Opowieść o tym, że przecież mamy tylko jedno życie a czasami tak bezmyślnie pozwalamy uciec szczęściu bądź sami powoli je niszczymy, że to życie to właśnie taka malowanka na szkle, krucha, narażona na czynniki rozmywające jej kolory...
Książka osadzona w majestatycznej górskiej scenerii, pachnie góralskim folklorem, zachwyca góralską gwarą... no więc chyba nie potrafię być obiektywna pisząc o "Malowankach". Piękna, mądra, dająca do myślenia opowieść.
W górskim krajobrazie to nie zazielenione szczyty czy zapach świeżego powietrza owiewającego ciało mnie zachwyca. Ogromny spokój, uczucie błogości, a zarazem otwarty umysł - wśród ścieżek wiodących ku wierzchołkowi, z którego możemy obserwować piękno otaczającej nas natury, odrywamy się na chwilę od codzienności. Przeżycia, jakich dostarcza człowiekowi wspinaczka, spacery i życzliwość tubylców - to czaruje szczególnie. Cieszę się, że ta magia gór została wykorzystana do stworzenia "Malowanek na szkle" - historii przepełnionej emocjami...
Książki takie jak "Malowanki na szkle" powinny częściej znajdować się na półkach księgarskich. To o nich powinno być głośno…
To nie jest lektura, obok której możemy przejść obojętnie. Autorka posiada umiejętność poruszania w nas najcieńszych strun wyzwalania emocji i uczuć skrajnych, trudnych do opisania…
Ta powieść upaja górami, wzrusza losami nakreślonych w niej postaci. Tak, ta książka jest niesamowita . Piękna i wzruszająca. Wyróżniająca się z grona powieść, które przeczytałam. Ma w sobie coś, co działa jak magnes…
To jedna z tych książek, które choć posiadają historię, którą chciałoby się odkryć jak najszybciej, czyta się niespiesznie, by nic z niej nie uronić…
Łyknęłam tę opowieść jak czasami najlepsze kłamstwa - z pełnym zaufaniem I zadowoleniem.
Co jest tak niesamowitego w opowieści Gołembiowskiej? Przede wszystkim to, że dotyka głębi ludzkiej duszy, wyciąga z niej nadzieje i rozterki, zwątpienia, żale, ból. Rozlicza bohaterów z przeszłością…